Jak wygląda praca w korporacji?
Musisz trzymać się kluczowych faktów. Jesteś tylko pionkiem. Najlepiej się nie odzywaj, pracuj ponad to co założone. Wtedy unikniesz zbędnych rozmów z brygadzistami. Jeżeli wyrobisz target czy tam normę możesz być z siebie dumnym, niestety Twoi przełożeni będą i tak niezadowoleni. W kwestii zarobków to również bez szału. Najniższa krajowa na czysto. Bez żadnej premii, przynajmniej w przypadku tego najniższego szczebla. Raz nawet natrafiłem na sytuację, gdzie pracownicy w eleganckich koszulach w rozmowie między sobą stwierdzili, że "przecież ta praca nawet najniższej krajowej nie jest warta. 600 zł to maks co powinni dostawać "
Zagraniczna korporacja to synonim słowa rotacja i niewolnictwo. Już za moich czasów Panowie przechadzający się po hali z rękoma w kieszeni jasno dawali do zrozumienia, że jesteś nikim. Do tego dochodziło te znamienne zdanie - Jak coś Ci nie pasuje to wypi****, na Twoje miejsce jest setka za bramom. Tak było i teraz.
Na hale praktycznie każdego dnia przychodził ktoś nowy. Gdzieś tam w środku można było znaleźć niedobitków ze stażem rok, dwa, trzy - ale to rzadkość, było ich raptem kilku. Podczas gdy przyjmowano nowych to zwalniali się starzy i do tego ci, którzy niedawno zaczęli pracę. Nasi muszkieterowie w dalszym ciągu z rękoma w kieszeni powtarzali każdemu swoje motto. Do czasu...
Miasto choć spore, to zamierało. Do pracy zaczęło przyjmować się coraz mniej miejscowych, a w dalszym ciągu przez warunki zwalniali się starzy. Firma chociaż jedna z największych na świecie jakoś nie zachęcała ludzi by zdobyć stąd wpis w CV.
Kierownctwo wpadło na genialny pomysł. Skoro nie chcą już przychodzić ludzie z tego miasta to ściągniemy z innego. I tak faktycznie było. Kilka kilometrów stąd jest też spore miasto. W urzędach pojawiły się wpisy o naborze do pracy. Zebrano ekipę, którym zasponsorowano dojazdy. Pomysł, który wszedł w życie okazał się hitem. Braki uzupełnione, ręce do pracy są... Jednak w dalszym ciągu na tej hali nic się nie zmieniło. Zamiejscowi szybko poznali się na sytuacji. Zarobki mieli takie same jak miejscowi, dodajmy, że żenujące zarobki przy złym traktowaniu. Saga ta potrwała raptem 2-3 miesiące. Odwołano ekipę z innego miasta bo została tylko garstka dla której nie opłacało się sponsorować autobusu. Problem pozostał.
Imigranci ekonomiczni
Dla niewtajemniczonych w tym roku otworzył się rynek pracy dla tzw imigrantów ekonomicznych z krajów wschodnich na zasadzie kilkumiesięcznego pobytu w Polsce.
Szał, do firmy przyjechała pierwsza ekipa z Ukrainy. Bez znajomości języka za to zzasponsorowanym mieszkaniem i dojazdem. Czyli pensyjka dla Imigranta na czysto. Nasi rodacy w porównaniu muszą samemu opłacać czynsze i rachunki.
Ukraińcy pracowali dłużej bo po 12 godzin w dodatku już od pierwszego tygodnia robili coś co nie udawało się zrobić naszym - robili dwa razy tyle. Kierownictwo zadowolone, nasi sąsiedzi również.
Specjaliści od przechadzek z rękoma w kieszeni nawet zmienili swoją dewizę życiową, teraz tak powszechne w pracy zdanie brzmiało - Jak Ci coś nie pasuje to wypi****, na Twoje miejsce jest pełno Ukraińców.
Saga trwała może do drugiej wypłaty. Najniższa krajowa, którą oferuje firma okazała się żartem nawet dla ludności Ukrainy. Przyjechali tutaj zarobić, a im ślepo wpajano, że jeśli wykonają więcej niż zakłada target to do pensji wpłynie bonus. Co oczywiście było kłamstwem, bo nawet Polacy nie mają czegoś takiego.
Koledzy z sąsiedniego kraju nie dali wziąć się pod kopyto. Szybko pokazali ich miejsce w szeregu. Co prawda pokazali ile warta jest ich praca i niezadowolenie z wynagrodzenia. Wtedy już robili tylko to czego oczekuje zakład -normę czyli tak aby nikt im nie mógł czegoś zarzucić. Praca ponad target nie miała już nigdy miejsca.
Od tamtej pory kilku zwolniło się przed końcem kontraktu, a reszta została jeszcze kilka miesięcy po czym wróciła do domu. Co ciekawe nawet taka nauczka nic nie dała. Wspomniani muszkieterowie w dalszym ciągu robią co powinni, a ich motto powróciło do pierwotnej formy.
0 komentarze:
Prześlij komentarz